#yolo? może nie dzisiaj

Lepiej płakać nad rozlanym mlekiem czy gdybać do końca świata? Niby żyjemy w czasach filozofii #yolo, ale dla mnie to zawsze będzie stanowić dylemat.



Powiedzmy, że nie chce ci się wracać do domu, nie dlatego że gdzieś tak świetnie się bawisz, tylko tak się jakoś złożyło, że facet z którym mieszkasz, ma tendencję do nadmiernego wymachiwania kończynami w twoim kierunku. Do tego jeszcze trochę krzyknie, czasem pachnie wiśnią, po fermentacji. Generalnie po powrocie nie czeka na ciebie nic przyjemnego, a w zasadzie każdy kolejny dzień tak właśnie wygląda. Po pewnym czasie jedyne na czym się skupiasz, to wbicie kolesiowi tasaka w tył głowy. Kiedy już to wreszcie zrobisz, będziesz żałować, że może trochę zbyt pochopna to była decyzja? A może wolisz tylko o tym myśleć, zastanawiając się jednocześnie czy podjąć ostateczny krok?

Ktoś z twoją pomocą kopnął w kalendarz, być może na to zasługiwał. Nie mnie to osądzać. Czy w tym wypadku lepiej zrobić i żałować, czy żałować, że się tego nie zrobiło?

Tyle razy plułam sobie w brodę, bo nie wykorzystałam jakiejś okazji. Bo może wtedy moje wszystko odwróciłoby się o Π radianów. Snułam scenariusze, jak mogłoby być genialnie, a gdyby wszystko poszło po mojej myśli, to zostałabym królem muchomorów. No dobra, tylko czemu teraz kolejną godzinę myślę o tym, że chyba powiedziałam o jedno słowo za dużo, posłałam jeden za szeroki uśmiech, albo poszłam nie na to spotkanie co trzeba.

Powtarzam sobie, że przecież nie jestem pępkiem świata, słońce nie kręci się jeszcze wokół mnie, więc czy ktoś tak naprawdę zwrócił na to uwagę? A może to nieważne, czy kogoś to obeszło, czy zlał to zupełnie, kompletnie. Tylko o to że ten scenariusz dość kiepsko został zrealizowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz