Podstawy marketingu czyli jak się sprzedać

Starasz się jak możesz, żyłki w oczach błękitnieją z wysiłku, a tu: nic, zero efektu. Możesz się natłumaczyć, powoływać na żywe i martwe autorytety, a i tak zero odzewu. Czego byś nie zrobił i tak cię nie posłucha. O kim mowa? Chciałabym napisać, że o człowieku z lustra, ale to już truizm. Podobno jedna z firm budowlanych kreatywnie ten banał wykorzystała: pod napisem "osoba odpowiedzialna za bhp" umieszczono lustro, ale teraz to już zupełnie rozminęłam się z tematem...




Jako przyszły inżynier (a ci, jak powszechnie wiadomo, to ludzie nieprzystosowani do życia w społeczeństwie, introwertycy na 100%) brałam udział w jednym z fakultatywnych warsztatów dotyczących rozwoju umiejętności miękkich. Bo generalnie, na magistrach inżynierach ciąży niesamowita odpowiedzialność - nie tylko muszą wymyślić, zaprojektować różne skomplikowane technologie, ale także wdrożyć w nie współpracowników i zmotywować do przestrzegania instrukcji. Ale jak to zrobić skoro masz tendencję do kierowania swojej percepcji i działań do wewnątrz – na własne myśli i emocje, z jednoczesnym zmniejszonym zainteresowaniem i aktywnością skierowanymi na świat zewnętrzny? Tj, wg wikipedii. Dlatego też wzięła udział we wspomnianych warsztatach.

Myślałam, że dowiem się tam jak żyć, jak uwypuklić swoje mocne strony, a ukryć słabsze. Ale trochę się zawiodłam. Główną receptą pani prelegentki na brak pewności siebie było... niebycie sobą. Serio, masz wyobrazić sobie, przywołać na myśl osobę, której sposób bycia ci odpowiada i zwyczajnie ją małpować. Trochę próbowałam: wkraczać energicznie w krąg obcych mi ludzi, ale szybko okazywało się, że to nie dla mnie, tak nie potrafię, to po prostu nie ja. Po stokroć w głowie układałam sobie idealne scenariusze przeróżnych codziennych i niecodziennych sytuacji, czasem udawało się przynajmniej zacząć tak, jak sobie zaplanowałam, ale później i tak kończyło się to klapą. Aż w końcu doszłam do wniosku, że to zdecydowanie nie była dobra rada.

To nawet nie chodzi o to, że nie da się być jakimś innym człowiekiem, w końcu nie ma na świecie dwóch identycznych osób, po prostu nie warto starać się nim stać. Skoro możesz być tylko marną kopią genialnej osoby, to chyba lepiej udoskonalić wersję marnego siebie. Co z tego, że jesteś nudny, nie masz nic do powiedzenia i nie umiesz nawiązywać znajomości, no nic. Możesz być nudny w domu, ale możesz też wyjść ze swoją nudą do ludzi, zanudzać nich nią w swój nieśmiały sposób do porzygu. Aż w końcu po stu latach trafisz na kogoś, kogo twoja nuda urzeknie, przygarnie cię pod swoje skrzydła i pozwoli ci się rozwinąć. A może nie trafisz. Może szukając kogoś takiego, poznasz miliardy ludzi niezainteresowanych tobą, ale o wiele ciekawszymi tematami, o których nie omieszkają ci napomknąć - i wtedy twoja machina ruszy, zaszczepią w tobie ciekawość i dalej rozwiniesz się sam.

Nie piję samotnie do ekranu komputera, piję do tego, że nie warto się załamywać: nie wyszło z tymi ludźmi w tym temacie, to może wyjdzie z innymi, a może to temat był najsłabszym ogniwem. Po prostu jeśli teraz jest tragicznie, to gorzej i tak nie będzie, dlatego trzeba brnąć w zaparte i sprzedawać ludziom siebie. Nie kogoś obcego, bo tej obcej osoby nie masz szans poznać tak do końca. Sprzedawaj siebie, nieważne kim jesteś. W końcu ktoś to kupi. Wszyscy ludzie to konsumenci, czy tego chcą czy nie, to tylko kwestia dobrego marketingu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz