Groza na studyjnie

Jak poznać czy film był dobry? Po tym jaka atmosfera panuje w kinie po projekcji.

Jednak żeby móc przystąpić do oceny należy najpierw udać się do odpowiedniego kina. Wielkie multiplexy pełne wszystkiego: popcornu, coli, żelków, konkursów z nagrodami, mieszczą w sobie tak wiele, że na chwilę refleksji po seansie już nie ma miejsca. I widzowie często niewybredni: czy to Piła 313 czy historia wojny polsko-bolszewickiej zawsze znajdzie się ktoś, kto ma w nosie film, przyszedł tylko pomlaskać tacosami, ewentualnie pośmiać się z momentów. Trzeba wybrać się do kameralnego kina.



Seanse nierzadko odbywają się tu grubo po premierze, ale za to bilety trochę tańsze. Nie ma też ryzyka zrobienia zbędnych zakupów, bo zwyczajnie nie ma co kupować. Bilety sprzedaje pani przy prowizorycznej kasie. Drugi, a zarazem ostatni, pracownik to pan, który otwiera drzwi do sali. Miejsca nienumerowane. Przed ekranem scena, bo to pomieszczenie wielofunkcyjne. Widzowie stopniowo zajmują fotele, nie wypełniają jednak sali po brzegi. Przygasają światła - pora na zwiastuny: dokładnie trzy, bo za niedługo o tyle tytułów poszerzy się repertuar. Zapada ciemność. Zaczyna się.

To nie tak, że do studyjnych kin przychodzą sami wyrafinowani widzowie, którym nie zdarza się wybuchnąć śmiechem. Ale jednak czuć coś innego w atmosferze, jakąś większą dojrzałość.

Tym razem wyświetlali kryminał, premiera ciut ponad miesiąc temu. Przez cały czas trwania filmu, nikt nawet nie drgnął, nie zaszeleścił ani jeden papierek, nie rozbrzmiało ani jedno kaszlnięcie. Po filmie: jakby wszystkich zamurowało - nikt nie piśnie ani słowa, tylko jednostki podnoszą się z foteli.

Czy to był dobry film? Trudno powiedzieć. Tak czy inaczej osiągnął swój cel: wcisnął wszystkich w fotele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz